Małopolski Portal Informacyjny

Andrychów - Wadowice - Kalwaria Zebrzydowska - Wieprz - Zator - Kęty - Sucha Beskidzka

Artystyczne małżeństwo

Artystyczne małżeństwo

On buduje modele z patyczków do szaszłyków, ona wykonuje piękne ozdoby, wykorzystując przeróżne techniki twórcze.
Foto: Edyta Łepkowska

Artystyczne uzdolnienia często ujawniają się już w dzieciństwie. Nie jest to jednak regułą. Czasem odkrywają je w sobie dorośli ludzie, którzy w szkolnych czasach nie przepadali za lekcjami plastyki. Świetnym przykładem takich osób są Ewa i Zbigniew Szostakowie z Głębowic. Choć spod ich rąk wychodzą istne cudeńka, obydwoje długo nie byli świadomi swoich twórczych talentów.

 

Dom Ewy i Zbigniewa Szostaków w Głębowicach pełen jest efektownych i oryginalnych ozdób. Takich, jakich nie sposób znaleźć w sklepach. Wszystkie są bowiem dziełem ich własnych rąk. On godzinami ślęczy pochylony nad stołem, cierpliwie sklejając patyczki do szaszłyków i wykałaczki, by stworzyć z nich modele budynków oraz pojazdów. Ona z entuzjazmem uczy się kolejnych technik rękodzielniczych, by wykonywać coraz to inne kartki i książki okolicznościowe, upominki, a także dekoracje świąteczne.

Starszy z ich dwu synów, trzynastoletni Bartosz odziedziczył po rodzicach artystyczne zdolności. Pięknie rysuje i maluje farbami akrylowymi na płótnie. Młodszego, pięcioletniego Krzysia rozpiera energia, więc na razie lepiej wychodzi mu psucie niż tworzenie, ale niewykluczone, że i on kiedyś odkryje w sobie twórczą pasję.

NIE ZAPALIŁ SIĘ DO ZAPAŁEK

Dla Zbigniewa Szostaka przygoda z modelarstwem zaczęła się kilkanaście lat temu, gdy szukał dla siebie zajęcia podczas urlopu postojowego. W firmie, w której wówczas pracował, miesiące zimowe, zwłaszcza grudzień i styczeń, były martwym sezonem. – Siedziałem w domu, za oknem śnieg i mróz, bo wtedy jeszcze zimy wyglądały tak, jak powinny, i zwyczajnie się nudziłem. W pewnym momencie postanowiłem zbudować zamek z zapałek, o wymiarach czterdzieści na dwadzieścia centymetrów. Ale szybko się zniechęciłem, bo to było zbyt mozolne i czasochłonne. Wtedy przyszło mi do głowy, żeby wykorzystać inny materiał – patyczki do szaszłyków. Kiedy spróbowałem, od razu uznałem, że to dobry wybór. Praca szła szybciej i na jej efekty nie trzeba było tak długo czekać – opowiada Zbigniew Szostak.

Jego pierwszym dziełem z patyczków do szaszłyków był wiatrak. Potem zrobił jeszcze kilka podobnych, które rozdał krewnym i znajomym. Ale nie chciał poprzestać na powielaniu jednego, sprawdzonego wzoru, toteż wkrótce przerzucił się na konstruowanie modeli innych budynków. Przygotował między innymi makietę domu, jaki planował zbudować dla swej rodziny. Niestety, wymiary posiadanej przez niego działki uniemożliwiły realizację tych zamierzeń. Dom, który na niej stanął, jest skromniejszy od tego, który Zbigniew stworzył z patyczków do szaszłyków. Ale makieta i marzenia pozostały…

FREGATA, KOŚCIÓŁ I REMIZA

Z czasem zaczął wykonywać również modele różnych środków lokomocji – samolotu, samochodu i statków – pirackiej galery i fregaty pod pełnymi żaglami. Ta ostatnia okazała się najtrudniejszym z jego dzieł. Zbigniew sporo się namęczył, by patyczki przeznaczone na kadłub powyginać w odpowiedni kształt, mnóstwo czasu zajęły mu też na drobne detale – barierki wokół pokładów, bocianie gniazdo i działa na kółkach, których lufy wystają z otworów strzelniczych w burcie. Pracował nad okrętem okrągły miesiąc, codziennie poświęcając mu przynajmniej kilka godzin.

Większość modeli tworzy całkowicie z wyobraźni, bez opracowania wcześniej choćby namiastki projektu. Zanim przystąpi do przycinania i sklejania elementów, określa tylko, jakie wymiary ma mieć gotowa praca. Wyjątkiem były makiety XVI-wiecznego drewnianego kościoła w Głębowicach i dawnej remizy w tej samej miejscowości, w przypadku których wzorował się na zdjęciach. Głębowicką świątynię konstruował nawet dłużej niż fregatę, mimo że nie wymagała ona takiej finezji, jak okręt. Ukończył ją dopiero po sześciu tygodniach.

Makietę strażackiego budynku ze staroświecką sikawką konną stworzył szybciej, ale tylko dlatego, że miał na to mało czasu. Musiał zmieścić się w konkretnym terminie, bo pracę przygotowywał na konkurs organizowany z okazji stulecia Ochotniczej Straży Pożarnej w Głębowicach. Chociaż nie mógł jej cyzelować tak długo, jak innych modeli, zdobył za nią pierwszą nagrodę – wycieczkę dla całej rodziny do muzeum pożarnictwa w Mysłowicach.

CEL DO ZDOBYCIA

Teraz marzy mu się udział w Konkursie Szopek Krakowskich. Ma już w głowie wizję okazałej budowli ze strzelistymi wieżami, stworzonej z materiałów, które zazwyczaj stosuje, lecz o wiele bardziej zdobnej niż inne jego prace. – Obawiam się jednak, że jej wykonanie zajmie mi więcej niż rok, bo modelarstwu mogę się oddawać tylko wtedy, gdy przyjeżdżam do Polski z Niemiec, gdzie już od lat pracuję. Ale przecież nie jest powiedziane, że do konkursu muszę przystąpić w tym roku, w którym zacznę budowę. Mogę robić szopkę tak długo, jak będzie to konieczne i wystawić ją w jednej z późniejszych edycji, na przykład za trzy lata – rozważa głębowiczanin.

DESTRUKCYJNA „POMOC”

Do konstruowania modeli używa nie tylko patyczków do szaszłyków, ale również wykałaczek i bambusowych elementów z… podkładek na stół. Dużo materiałów przywozi z Niemiec. Są droższe od polskich, lecz dają więcej możliwości twórczych. Na przykład produkowane tam patyczki do szaszłyków są grubsze od tych spotykanych u nas i w budowanych przez Zbigniewa modelach domków świetnie imitują drewniane bale. Jednak i wśród polskich wyrobów odkrył takie, bez których nie potrafi się już obyć – choćby wykałaczki z ozdobnym wykończeniem, idealne, by robić z nich tralki do balustrad.

Poszczególne elementy głębowiczanin łączy przy pomocy uniwersalnego, szybkoschnącego kleju cyjanoakrylowego, dzięki któremu spajanie poszczególnych elementów przebiega dość sprawnie. Niemniej, nie da się ukryć, że to bardzo żmudne zajęcie. Zbigniew czasami ślęczy nad nim od świtu do wieczora, z krótką przerwą na obiad. – Jeśli praca idzie mi dobrze, albo przyjdzie mi do głowy pomysł, by jeszcze jakoś udoskonalić model, to siedzę nad nim codziennie aż do oporu. Myślę o tym, by wygospodarować w domu jakiś kącik ze stołem i krzesłem, gdzie mógłbym spokojnie i bez przeszkód tworzyć. Zazwyczaj rozkładam się z pracą w salonie, ale nie jest to najlepsze miejsce. Młodszy synek próbuje mi czasem pomagać i w efekcie przeważnie udaje mu się zniszczyć to, co już zrobiłem – ze śmiechem mówi Zbigniew Szostak.

PAPIERKOWA ROBOTA

Jego żona dopiero w kilka lat po nim odkryła, że też ma zdolności twórcze. A wszystko zaczęło się banalnie. Pewnego dnia Ewa przetrząsnęła cały dom w poszukiwaniu kartki imieninowej, ale nie znalazła żadnej stosownej na taką okazję, a nie miała czasu i możliwości, żeby jechać po nią do miasta. Niewiele myśląc, sięgnęła po blok techniczny, klej oraz inne materiały, które wpadły jej w ręce i spróbowała stworzyć własną pocztówkę. Efekt końcowy wydał jej się na tyle zadowalający, że wkrótce wykonała następną kartkę, a potem jeszcze jedną… Gdy zaczęła, nie umiała przestać, bo do głowy przychodziły jej coraz to inne pomysły, jak ozdobić koleje prace. – Od tamtej pory zajmuję się głównie „papierkową robotą”. Wykonuję kartki, książki i albumy okolicznościowe, zaproszenia komunijne i ślubne, dyplomy, ozdobne pudełeczka – mówi kobieta.

Ale tworzy także przedmioty z innych niż papier materiałów. Przed Bożym Narodzeniem są to różnego rodzaju bombki choinkowe i stroiki świąteczne, a przed Wielkanocą – kolorowe jajka, kurczątka oraz zajączki. Wykorzystuje przeróżne techniki. Ilekroć usłyszy o jakiejś, której dotąd jeszcze nie poznała, szuka w Internecie stosownego tutorialu, zaopatruje się w potrzebne materiały i przystępuje do nauki.  Teraz szczególnie wciągnęło ją tworzenie exploding boxów, czyli wybuchających pudełek. To bardzo popularna ostatnio metoda pakowania drobnych upominków lub prezentów pieniężnych. Takie pudełko samo rozkłada się po zdjęciu pokrywki, ujawniając bogato zdobione ścianki wewnętrzne i skryty w środku podarunek.

OSOBNO, JEDNAK RAZEM

Rysować i malować kompletnie nie umiem, ale wszelkiego rodzaju prace manualne przychodzą mi z łatwością. Gdy tylko opanuję jakąś nową technikę, to potem popuszczam wodze fantazji, obmyślając wzory zdobień. W tym przypadku polegam tylko na własnej kreatywności, nie kopiuję cudzych pomysłów – podkreśla Ewa Szostak. Jej rękodzieło to także sposób na to, by zapełnić wolne godziny w ciągu dnia, gdy dzieci są w szkole i przedszkolu, a także długie samotne wieczory w okresach, kiedy mąż jest za granicą.

Ale dzięki swej pasji ma też możliwość spędzać czas ze Zbigniewem, kiedy ten po powrocie do Polski oddaje się ulubionemu modelarstwu. Jeśli Ewa nie ma innego zajęcia, siada przy nim (jednak nie za blisko, by sobie nawzajem nie przeszkadzali) ze swoją robótką. W ten sposób małżonkowie mogą się nawzajem cieszyć swoim towarzystwem, nawet wtedy, gdy każde z nich zajęte jest czymś innym. Jednak niektóre projekty realizują razem. Ich wspólnym dziełem są na przykład bombki choinkowe 3D, przygotowane przed minionym Bożym Narodzeniem – akrylowe, przezroczyste kule z zamkniętymi w środku miniaturowymi domkami, wykonanymi przez Zbigniewa z wykałaczek. – Zbyszek zrobił nawet takie maleńkie huśtawki, które kołyszą się, gdy poruszyć bombką – chwali męża Ewa.

Edyta Łepkowska

 

Zobacz również: Artysta rozdwojony

Podziel się tym wpisem: